Uzdrowicielska moc grzybów shiitake. Gospodarstwo Marka Strojsa
Grzyby shiitake zyskują coraz większą popularność w Polsce, ale z pewnością są już bardzo dobrze znane w Kaliszu. To tam produkcję grzybów azjatyckich prowadzi pan Marek Strojs, który jest nie tylko rolnikiem, ale też badaczem. Od wielu lat współpracuje z instytucjami naukowymi, a jego głównym celem jest wykorzystanie właściwości zdrowotnych grzybów i stworzenie produktu poprawiającego odporność.
Pan Marek Strojs prowadzi w Kaliszu gospodarstwo specjalizujące się w uprawie grzybów shiitake i boczniaków. Całe jego królestwo skupione jest wokół dwóch hal produkcyjnych, w których dojrzewają te azjatyckie przysmaki. Uprawa obejmuje również topinambur, mający swój wkład w rozwój grzybów. A wszystko zaczęło się w stolicy Wielkopolski.
- Ukończyłem Akademię Rolniczą w Poznaniu w 1981 roku. Studiowałem specjalizację z ochrony roślin, czyli fitopatologię, a konkretnie - grzyby jako czynnik sprawczy chorób wielu roślin. Następnie pracowałem siedem lat w spółdzielni ogrodniczej, gdzie byłem instruktorem do spraw produkcji i nadzorowałem ochronę roślin. O grzybach musiałem sporo wiedzieć, żeby umieć je zwalczać – wspomina pan Marek Strojs, właściciel gospodarstwa.
I dodaje: - W 1989 roku mój kolega, profesor Marek Siwulski namówił mnie, żebym założył wytwórnię grzybów. Wtedy były tylko pieczarki. Uruchomiłem produkcję, ale wkrótce po tym zaczął się okres zmian w Polsce i dużo firm zaczęło wytwarzać grzybnię, więc ta produkcja przestała się opłacać.
Trudne początki nie zniechęciły pana Marka do dalszej uprawy grzybów. Wykorzystał on jednak swoją fachową wiedzę i znalazł niszę na rynku, przerzucając się z pieczarek na grzyby azjatyckie.
- Wiedziałem już jak produkować pieczarkę, a produkcja boczniaka i grzyba shiitake, który po polsku nazywany jest twardziakiem, jest podobna. W 1990 roku zaczęły się jednak problemy ze sprzedażą. Pierwsze kontrakty realizowałem do Finlandii, Kanady czy Niemiec, gdzie znano te grzyby. W Polsce nie było jeszcze na nie rynku zbytu – relacjonuje gospodarz.
Sprzedaż to jedno, ale sama produkcja wymaga czasu i spełnienia odpowiednich warunków. Grzyby lubią ciepło i wilgoć, nie bez znaczenia jest również podłoże. Jak wygląda ten proces?
- Najpierw z substratu, czyli podłoża należy wygotować te czynniki, które nie pozwalają rozwijać się grzybni boczniaka czy shiitake. Następnie wsiewa się właściwą grzybnię. Później trwa okres inkubacji, czyli przerostu substratu grzybnią. W przypadku boczniaka proces ten trwa dwa tygodnie, ale przy shiitake już cztery miesiące. Dlatego ten grzyb jest trzykrotnie droższy, bo jego produkcja jest długa i kosztowna – wyjaśnia pan Marek.
Recepta na zdrowy organizm i długie życie
Niezależnie od ceny, warto sięgnąć po te rodzaje grzybów. Mają one dużo właściwości zdrowotnych, wpływają między innymi na odporność organizmu i długość życia.
- W boczniakach i shiitake jest beta-glukan, który bardzo silnie stymuluje system immunologiczny w organizmie. Posiada on makrofagi, które są odpowiedzialne za odporność, a bywają zatoksyczniane przez żywność i choroby, w związku z tym im starszy organizm, ty gorzej sobie radzi z czynnikami chorobotwórczymi. Przez cały czas organizm się odtoksycznia, dlatego jest opóźniany proces starzenia. Krótko mówiąc, jedząc grzyby mamy o wiele silniejszy system odporności – tłumaczy pan Marek.
To jednak nie wszystkie zalety grzybów azjatyckich. Mają one również znaczenie w leczeniu onkologicznym.
- Będąc w Stanach Zjednoczonych dowiedziałem się, że dzięki beta-glukanom zawartych w grzybach shiitake leczy się choroby i wirusy, na przykład HIV. Mają one również bardzo silne właściwości antyrakowe. Dają też lepszy efekt przy chemioterapii, podczas której organizm jest mocno zatoksyczniony – wyjaśnia pan Marek.
Zdrowie idzie w parze z dobrym smakiem.
- Taki grzyb po obróbce nadaje się na „kotlet schabowy”. Jest smak bulionu, który jednak odbiega od smaku mięsa, a poza tym nie ma grama chemii. Co ważne, po usmażeniu nie zmienia się struktura węglowodanów, beta-glukan nie traci na wartości – opisuje gospodarz.
Naukowa pasja
Pan Marek Strojs nie jest zwykłym rolnikiem. Od wielu lat poświęca się nauce i współpracuje z instytucjami badawczymi. Obecnie prowadzi prace nad wprowadzeniem produktu, który może znaczenie wpłynąć na profilaktykę zdrowotną.
- Jestem pasjonatem i żyję tym wszystkim. Robię doświadczenia, współpracuję z jednostkami naukowo-badawczymi Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, ale też z Uniwersytetem Przyrodniczym w Lublinie i od niedawna z Akademią Kaliską – opowiada.
I dodaje: - Pracujemy z tymi jednostkami nad wprowadzeniem napoju lub batonu, który będzie zawierał między innymi beta-glukany z grzybów i bifidobakterie z topinamburu. Tak, żeby to było dostępne do spożycia na co dzień. Ja taki produkt stosuję od ponad 15 lat. Odkąd produkuję topinambur, zacząłem łączyć go z liofilizowanymi grzybami shiitake i z boczniakiem.
Mimo osiągnięć w produkcji i początkowej monopolizacji rynku, pan Marek pozostaje otwarty na innych. Chętnie wspiera producentów i dzieli się zdobytą wiedzą.
- Można powiedzieć, że wychowałem grupy producentów. Jak zaczynałem produkcję w 1889 roku to byłem pierwszy nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Mam jednak podejście, że sam rynku nie zdobędę. W dużej grupie jest łatwiej. Trzeba mieć pomysł i zaangażowanie ludzi, ale przede wszystkim odbiorców – ocenia gospodarz.
- Chcę dawać, a nie brać. Pewnie powinienem bardziej dbać o to, żeby robić biznes, a nie dzielić się z innymi, ale to mi sprawia przyjemność większą niż pieniądze. Moje gospodarstwo ukierunkowane jest na badania, rozwój i przekazywanie doświadczenia, aby pozostawić po sobie ślad – uzupełnia.
Współpraca z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Poznaniu
- Był taki moment, gdy szukaliśmy czegoś nowego. Dzięki wsparciu Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Poznaniu i pomocy pana Stanisława Zabarskiego, poszliśmy w kierunku uprawy topinamburu. Tak zaczęła się nasza bliska współpraca, dzięki czemu mam możliwość uczestniczenia w różnych targach i szkoleniach. Zyskałem też dużo pomocnych kontaktów – opisuje pan Marek.
Współpraca jest obopólna, nie brakuje również nowych inspiracji.
- Pan Marek Strojs jest pasjonatem, który podchwytuje wszystkie ciekawe tematy i wdraża je w gospodarstwie. Wiele lat temu zwrócił się z prośbą o doradztwo i obecnie często dyskutujemy, co jeszcze nowego można wprowadzić – opowiada Stanisław Zabarski, główny doradca WODR w powiecie kaliskim.
I dodaje: - Rozmawiamy na temat wykorzystania podłoża po grzybach, podpowiadam też panu Markowi gdzie może zdobywać certyfikaty i rynki zbytu, w jakich targach warto wziąć udział. Wzajemnie się uzupełniamy. Dzięki takim ludziom jak pan Marek Strojs jest możliwy postęp, bo tylko tacy pasjonaci wdrażają swoje pomysły i wszyscy mamy z tego korzyści.
Wspomniany topinambur to warzywo, które gospodarz wykorzystuje do przygotowania podłoża dla grzybów. Jak wygląda jego uprawa?
- Obecnie w ziemi dojrzewają bulwy. We wrześniu będzie można je zbierać. Topinambur wytrzymuje mróz, więc nie wykopuje się wszystkiego od razu, tylko pod zapotrzebowanie rynku. Jest to roślina wieloletnia, którą odnawiamy co cztery lata. Największe bulwy są zbierane, a te mniejsze pozostają w ziemi i rosną dalej – wyjaśnia pan Marek.
Jednak nie cały topinambur jest przeznaczany do produkcji grzybów. Część trafia również do sprzedaży, a być może już wkrótce będzie wykorzystywany do wytwarzania pasz.
- Firma w Kaliszu skupuje topinambur i dodaje go do chipsów warzywnych. Trafia on również do sklepów ze zdrową żywnością lub na giełdę – wylicza pan Marek.
I dodaje: - Zwierzęta lubią topinambur, pracujemy więc nad tym, żeby dodawać go do pasz. Koniom bardzo smakuje. Co ważne, ma prebiotyki, więc układ pokarmowy pracuje lepiej.
Działalność pana Marka, choć skupiona wokół produkcji grzybów, ma o wiele szersze znaczenie. Sam gospodarz jest wizjonerem i pracuje dla dobra ogółu. To warunkuje jego cele.
- Dążę do tego, żeby stworzyć i opatentować sproszkowany napój na bazie liofilizowanych grzybów. Każdy będzie mógł wstać rano, zalać go wodą, wypić i być zabezpieczonym przed czynnikami chorobotwórczymi. To jest moje marzenie.