Niezwykła pasja doradcy Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Z drewna potrafi stworzyć wyjątkowe rzeźby
Zaczęło się od zwykłego majsterkowania, które przerodziło się w pasję rzeźbiarską. Od lat Wojciech Tylus, doradca Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, poświęca wolne chwile na rzeźbienie w drewnie tworząc wyjątkowe rzeczy. Chociaż początki nie były łatwe, to dzisiaj spod jego ręki wychodzą prawdziwe perełki.
– Zawsze lubiłem majsterkować i pracować w drewnie. Pewnego razu, będąc pod wrażeniem wystawy rzeźb, chciałem spróbować i zobaczyć, czy jestem w stanie coś takiego zrobić. Niestety to był falstart. Ale od tego momentu nie poddawałem się, zacząłem bardziej zgłębiać ten temat , aż zaczęło coś wychodzić. Z biegiem czasu nabrałem wprawy i zaczęły powstawać coraz ładniejsze rzeźby – opowiada Wojciech Tylus z Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Kaliszu.
Każda rzeźba ma swoją historię
Chociaż Wojciech Tylus nie jest wstanie wskazać konkretnego momentu od kiedy interesuje się rzeźbiarstwem, to mówi, że wszystko zaczęło się około 2000 roku.
– Kiedy moje dzieci były jeszcze małe, to „dłubałem” przy nich pierwsze, wtedy jeszcze „prymitywne” rzeźby – opowiada Wojciech Tylus. I nie ukrywa, że początki nie były łatwe.
– Wtedy nie byłem do tego przygotowany i nie miałem odpowiedniej wiedzy jak się do tego profesjonalnie zabrać. Ale ciągle próbowałem. To trochę, jak z jazdą na rowerze. Najpierw człowiek patrzy na pedały, a potem jest w stanie jeździć między drzewami – wyjaśnia Wojciech Tylus.
Efekty jego prac zaczęły przychodzić po czasie. – Po 8 latach zacząłem być zadowolony, wtedy zauważyłem pierwsze efekty. Po jakimś czasie każde następne dzieło jest lepsze, co wynika także z tego, że poznaje się lepsze techniki – opowiada Wojciech Tylus.
To jednak nie wszystko. Na końcowy efekt wpływa bowiem wiele różnych czynników. Są wśród nich takie kwestie jak znajomość bejcowania, szlifowania, wiedza na temat stosowania wosków, znajomość i zastosowanie różnych profili dłut czy pobijaków do drewna.
– Dzisiaj mam około 50 różnych dłut, które były wykonywane ręcznie. Przez lata stale podnosiłem sobie poprzeczkę, bo mój apetyt rósł w miarę jedzenia. To niesamowite, że w rzeźbie nawet jeden milimetr potrafi wiele zmienić – opowiada Wojciech Tylus.
Skąd czerpie inspirację? Jak sam mówi, tematyka pracy niejednokrotnie narzucana jest przez kawałek drewna, na którym pracuje.
– Duży wpływ ma np. kształt drewna, kolor drewna, czy jest sękaty czy nie. Głównie robię wszystko w lipie. Ona często jest sina, więc zacząłem ją bejcować różnymi kolorami i tak narodziła się moja sztuka afrykańska. Często temat prac narzuca potrzeba chwili. Kiedy domownicy szukali kluczy, telefonu wpadłem na pomysł i wyrzeźbiłem sobie małego kangura. Do jego torby można włożyć np. telefon, a obok na drzewku powiesić klucze. To wszystko jest wykonane z jednego kawałka drzewa bo od początku było takie założenie moich prac. Każda rzeźba ma swoją historię powstawania. Rzeźbienie to wydobywanie za pomocą swojej wyobraźni różnych form – wyjaśnia Wojciech Tylus.
Jednocześnie dodaje, że mimo iż stworzył już wiele dzieł, to nie ma swojej ulubionej rzeźby: – Każda z moich rzeźb jest dopracowana i dużo dla mnie znaczy. Każda jest przemyślana i nieprzypadkowa. Dlatego też nie sprzedaję swoich rzeźb. Jak człowiek poświęca im tyle czasu, to trudno się z nimi rozstać. Jedynie obdarowuję przyjaciół i rodzinę. Do tej pory zrobiłem około 100 rzeźb. Mam taką własną zasadę, że rzeźba nie każdemu musi się podobać, bo to kwestia gustu, ale każda musi być dopracowana do perfekcji.
Z racji tego, że pan Wojciech mieszka w bloku, to rzeźbi głównie na balkonie. – Z góry więc założyłem, że to będą nieduże formy. Można też sobie wyobrazić, jaki w domu jest bałagan, dlatego wielkie ukłony dla rodziny za tolerancję – mówi Wojciech Tylus.
Azyl, odskocznia i możliwość oderwania się od codzienności
Rzeźbiarstwo jest pasją, której Wojciech Tylus oddał się całkowicie. – To mój swoisty azyl, który pozwala mi na łatwiejsze rozwiązywanie codziennych problemów związanych z pracą, ale także sprawami codziennymi. To moja odskocznia, możliwość oderwania się – opowiada.
Chociaż w przeszłości na rzeźbienie poświęcał każdą wolną chwilę, dzisiaj jest trochę inaczej. – Niestety, na razie nie mogę tak dużo rzeźbić z uwagi na uraz barku. Aktualnie mam przerwę w rzeźbieniu, aby nie dopuścić do pogłębienia urazu barku – wyjaśnia Wojciech Tylus.
Ale, jak sam mówi, życie nie znosi próżni, a z „pomocą” przyszła jego córka. – Dzięki temu, że moja córka chciała wykorzystać meble po rodzicach z epoki PRL, to zacząłem zajmować się renowacją mebli. Jest to bezpieczne zajęcie pod kątem mojego urazu. Poza tym daje mi to ogromną satysfakcję, bo nadaję meblom drugie życie, a w tym przypadku meblom, które przechodzą z moich rodziców na córkę. To łączy pokolenia. Polecam każdemu, by, zanim coś wyrzuci, to najpierw się temu przyjrzał i zastanowił co z tym można jeszcze zrobić – opowiada Wojciech Tylus.
Jednocześnie nie ukrywa, że ma zamiar wrócić do częstszego rzeźbienia, kiedy uraz mu na to pozwoli oraz będzie miał trochę więcej wolnego czasu.
– Zbliżam się już do wieku emerytalnego, więc mam nadzieję, że będę miał więcej czasu. Jeśli chce się zrobi ładną rzeźbę, to trzeba na to poświęcić czas i wydaje mi się, że będę mógł kontynuować swoją pasję. Może nie na taką skalę, jak dotychczas, ale wrócę do rzeźbienia. I to będzie mój sposób na wypełnienie sobie wolnego czasu – kończy Wojciech Tylus.